fbpx
Recenzja: “Deutsche nasz. Reportaże berlińskie” Ewy Wanat

Recenzja: “Deutsche nasz. Reportaże berlińskie” Ewy Wanat

Książka “Deutsche nasz” musiała w końcu trafić w moje ręce! Piszę bloga o emigracji i życiu w Niemczech, a ta książka w swoich reportażach próbuje opisać niemiecko-berlińską mentalność. Reportaże Ewy Wanat czyta się bardzo szybko, a to w moim słowniku oznacza, że jest to niezmiernie ciekawa lektura. “Deutsche nasz, Reportaże berlińskie“* stara się pokazać czytelnikom i czytelniczkom, jak to się właściwie stało, że Niemcy z narodu nazistowskiego stali się krajem, w którym ludzie z całego świata chcą znaleźć i znajdują swój kawałek podłogi.

Reklama/Werbung: Jeżeli kupisz książkę klikając w ten link, wspierasz moją działalność blogową. Dziękuję!

Deutsche nasz to kwintesencja berlińskiej społeczności

Ta książka to kwintesencja berlińskiej społeczności. To jakby stanąć w środku Berlina i zapytać kilka przechodzących osób o historie ich życia. To nie jest tak, że opowieści z książki są ukryte pod powierzchnią tego miasta. Każde z opisanych przez Ewę Wanat wydarzeń i sposobów na życie to integralna część mieszkańców Berlina. To między innymi opowieści imigracyjne, które są nieodzowną częścią niemieckiej społeczności. Bowiem 22%, czyli 18,6 miliona osób w Niemczech to ludzie z tłem migracyjnym, czyli imigranci albo ich dzieci.

Dzięki reportażom z “Deutsche nasz” poznajemy ciekawe osobliwości z różnych środowisk: uchodźców, imigrantów, osób LGBT czy skłotersów. Dobór tych reportaży pokazuje, jaki jest Berlin: tolerancyjny, różnorodny i nieprzewidywalny. Każda z opisanych historii może zaskoczyć i na początku wydawać się nieprawdopodobna, ale tak właśnie jest. Sama tego doświadczyłam, gdy chodziłam w Niemczech na kurs integracyjny. Tam poznałam ludzi z całego świata, którzy tak jak ja uczyli się niemieckiego, i usłyszałam wiele podobnych anegdot.

Książka nie podsumowuje społeczności berlińskiej w sposób naukowy i statystyczny, jest jedynie jej reporterskim wycinkiem. To tak jakby stanąć na berlińskiej ulicy, zrobić zdjęcie i opisać historie osób z fotografii. To wystarczy, żeby pokazać, że Berlin jest miejscem bardzo kolorowym, w którym kumulują się różne kultury. Reportaże berlińskie Ewy Wanat czyta się bardzo lekko i szybko.

Jak to się stało, że nazistowskie Niemcy stały się mekką dla migrantów?

Po II wojnie światowej demokracja i konstytucja zostały dosłownie narzucone Niemcom z zachodu przez państwa okupacyjne. Nie mieli wyboru i nie było tak, że po wojennych doświadczeniach byli spragnieni sprawiedliwości i obywatelskości, bo ich po prostu nie znali. Na początku nikt się z tym nie identyfikował. Ucywilizowanie Niemców dokonało się przymusowo przez aliantów.

Dopiero później Niemcy zaczęli przepracowywać swoją historię. Kluczowym rokiem tych wydarzeń był rok 1968, w którym młode pokolenie zaczęło bunt przeciwko starszej generacji i zaczęło rozliczać ją z tego, co było. Konstytucja dała ludziom szereg praw, które zaczęli powoli ożywiać. Społeczeństwo zaczęło się angażować w sprawy polityczne, ekonomiczne i ekologiczne oraz rozpoczęto obywatelskie debaty. Dodatkowo pod koniec lat 50. sprowadzono do Niemiec gastarbeiterów, przez co powoli zmieniał się obraz niemieckich miast – społeczności stawały się różnorodne.

“W 1989 roku wschodni Niemcy pewnego dnia obudzili się w demokratycznym państwie”

Zachodnie Niemcy same swoimi protestami i debatami społecznymi doszły do wielu wolnościowych praw i budowały nową powojenną rzeczywistość. Obywatelskość i demokracja naturalnie wrosły się w tę część narodu niemieckiego i dzisiaj śmiało można powiedzieć, że płyną w ich żyłach. Natomiast inaczej wyglądało to w przypadku Niemiec Wschodnich. Po zjednoczeniu Niemiec ustrój demokratyczny i “zasady obywatelskości” zostały narzucone mieszkańcom dawnego NRD. Jak ludzie sami czegoś sobie nie wywalczą i nie zrozumieją istoty sprawy tak od wewnątrz, to później trudno ich do tego przekonać. Dlatego na Wschodzie Pegida czy AFD cieszą się większą popularnością.

Moje odkrycia z “Deutsche nasz”

Mimo że mieszkam w Niemczech już od 9 lat i o wielu sprawach wymienionych w książce wiedziałam, to i tak zrobiły na mnie wrażanie. Czasami nie zdajemy sobie sprawy, jakie problemy i konsekwencje przynosi uchodźstwo, ściąganie ludzi do pracy czy deportacje. Wprawdzie znałam te zjawiska i ich skalę, to zaskoczyła i wkurzyła mnie wielka niesprawiedliwość, która temu wszystkiemu towarzyszy.

Tureccy gastarbeiterzy

Dzisiaj dużo mówi się o braku integracji wśród tureckich imigrantów. O tym, że tureckie dzieci gorzej mówią po niemiecku oraz że niektóre dzielnice “przejmowane” są przez społeczność turecką. Nikt jednak nie pamięta już, że niemiecka polityka sama “zadbała” o to, żeby mniejszość turecka żyła w swoich gettach. Po II wojnie światowej Niemcy do odbudowy swojego kraju zaprosili ludzi z państw, w których szalało największe bezrobocie, między innymi z Jugosławii, Włoch i Turcji. Nie przewidzieli jednak, że tacy tymczasowi pracownicy zostaną w Niemczech na stałe, założą swoje rodziny i zapuszczą korzenie.

“Sprowadziliśmy siłę roboczą, przyjechali ludzie.”

Na początku tureccy gastarbeiterzy mieli wyznaczane dzielnice, w których musieli mieszkać. Ich dokumenty i paszporty znaczył specjalny stempel, który dawał prawo mieszkania jedynie w oznaczonej strefie. W Berlinie były to dzielnice: Kreuzberg, Neukölln, Wedding oraz Schöneberg. Turcy nie mogli przyjeżdżać do Niemiec z dziećmi. Celem przyjazdu była praca i odbudowa miast po wojnie, dzieci by tylko w tym przeszkadzały. Gastarbeiterzy byli również sprawdzani pod względem zdrowotnym, czy nadają się do ciężkiej pracy, to nie było tak, że mógł wyjechać każdy. Nikt nie patrzył wtedy na różnice kulturowe i nie szanował tego. Ludzie, którzy czasami nigdy nie byli u lekarza, musieli teraz się rozebrać do naga i dać przebadać w imię wyjazdu za chlebem.

To właśnie przez napływ gastarbeiterów wielu mówi, że to Turcy odbudowali powojenne Niemcy i obecnie są najliczniejszą grupą imigrantów w Niemczech.

Homoseksualni i transseksualni uchodźcy

Następny bardzo trudny kawałek historii o uchodźcach, to osoby homoseksualne i transseksualne pośród nich. Nie dość, że przez pół Europy uciekają przed wojną i prześladowaniami, to jeszcze tutaj na miejscu są gnębieni ze względu na swoją orientację seksualną! Lesbijki i gejów czeka straszny los w schroniskach dla uchodźców – zaczepki, wyśmiewanie się i szykanowanie. Nigdy wcześniej nie pomyślałam o tym, jak traktowane są osoby homoseksualne w takich miejscach. Na szczęście ktoś inny pomyślał i w Berlinie jest dom dla homoseksualnych i transseksualnych uchodźców.

“Homoseksualizm jest karalny w siedemdziesięciu siedmiu krajach. (…) Homoseksualiści i transseksualiści, którzy uciekają z tych krajów, są przez niemieckie prawo traktowani jako uchodźcy, w swoich ojczyznach nie są bezpieczni.”

Deportacje i walka o zgodę na pobyt

Na moich kursach językowych poznałam również wiele historii o walkach o azyl oraz o tym, że uchodźcy bardzo długo czekają na dokumenty, przez co nie mogą podjąć pracy. Jednak zawsze, gdy o tym czytam lub słucham, to „otwiera mi się nóż w kieszeni”! Dlaczego tak to wygląda i dlaczego przez tyle lat nie można było tego usprawnić?! Potem słyszy się na mieście, że uchodźcy przyjeżdżają i nie chcą iść do pracy, tylko siedzą na „socjalu”. Nikt nie wspomni o tym, że oni często przez minimum rok od przyjazdu nie mają pozwolenia na pracę! Ich morale i zapał do zmiany oraz walki o lepsze życie w tym czasie totalnie podupadają, tym bardziej że często przeżywają ogromne traumy podczas ucieczki ze swojego kraju, a potem jeszcze w domach dla uchodźców.

W “Deutsche nasz“* czytamy historie o deportacjach już na etapie lotniska i wywożeniu ludzi na siłę z kraju. Pakuje się ich do radiowozów, tak jak stoją, transportuje na lotniska i wsadza do samolotów. Czasami rozdziela się rodziny “wysyłając do siebie” ojca z dziećmi, a zostawiając w Niemczech żonę w ciąży. Nie wiedziałam tego wcześniej i zaskoczyło mnie to, że osoby, które zgodzą się na deportację i dobrowolnie opuszczą kraj, mogą dostać jakieś fundusze, a nawet zdobyć umiejętności i wiedzę, które pomogą im już tam na miejscu.

“Deportacje kosztują rocznie miliony euro.”

Ewa Wanat opisuje również sytuację uchodźców, którzy okupowali Oranienplatz. To kolejna opowieść, która nie mieści się w głowie! Wykwalifikowani robotnicy zdolni do pracy, z zapewnioną już pracą w firmie budowlanej, nie mogą pracować. Nie dostaną w Niemczech azylu i pozwolenia na pobyt, mimo że tutaj potrzebne są ręce do pracy. Oni mogą jedynie wrócić do swoich krajów, gdzie pracy nie ma. To jest jakieś błędne koło!

“Deutsche nasz” to obowiązkowa lektura dla migrantów(-tek)

W Niemczech mieszkamy w społeczeństwie bardzo zróżnicowanym i żeby je dobrze zrozumieć musimy cofnąć się do czasów powojennych. To wówczas kształtował się fundament dzisiejszej niemieckiej rzeczywistości. Może dzięki temu będziemy mieć większe serce dla uchodźców? Będziemy lepiej rozumieć inne mniejszości żyjące w Niemczech i inaczej oceniać niemiecką politykę? Sama jestem bardzo ciekawa, jak rozwinie się niemiecka różnorodność i w którą stronę pójdziemy jako obywatele tego kraju.

Na kształtowanie się narodów olbrzymi wpływ ma ich historia. Żeby zrozumieć współczesną politykę zawsze trzeba zrozumieć najpierw historię, która wydarzyła się na danej ziemi i której doświadczył dany naród.


Cytaty pochodzą z książki “Deutsche nasz. Reportaże berlińskie” Ewy Wanat.

Korekta: Anna Jakubowska

Linki, które mają znaczek gwiazdki (*) są linkami afiliacyjnymi, czyli jeżeli kupisz dany produkt po kliknięciu w ten link, to dostanę z tej transakcji prowizję. Dla Ciebie nie ma żadnych zwiększonych kosztów.

Die mit Sternchen (*) gekennzeichneten Links sind Provisions-Links, auch Affiliate-Links genannt. Wenn du auf einen solchen Link klickst und auf der Zielseite etwas kaufst, bekomme ich vom betreffenden Anbieter oder Online-Shop eine Vermittlerprovision. Es entstehen für dich keine Nachteile beim Kauf oder Preis.