Często mówię tutaj o trudnościach i problemach na emigracji. Można się zastanawiać: Po co mi to wszystko i czy nie lepiej po prostu wrócić do kraju?! Dlatego dzisiaj opowiem Ci, o tym, czego nauczyła mnie emigracja i co dzięki niej zyskałam. Zapraszam do słuchania, znalazłam dla Ciebie aż 10 punktów, które zamierzam wyróżnić. Daj koniecznie znać, jak to wygląda u Ciebie.
Listen to „8: 10 rzeczy, których nauczyła mnie emigracja” on Spreaker.SPIS TREŚCI
1. Pewność siebie
Na pierwszym miejscu stawiam pewność siebie. Teraz wiem, ile jestem warta! Ale pewnie zapytasz: Dlaczego akurat tego nauczyła mnie emigracja? To tutaj zaczęłam o siebie walczyć! Gdy jesteś w obcym kraju, w którym nie masz nikogo bliskiego i wszystko zaczynasz od nowa, to jeżeli Ty sama nie wywalczysz sobie pewnych spraw, to nikt za Ciebie tego nie zrobi!
Emigracja nauczyła mnie również asertywności! Jeżeli tutaj na początku nie postawi się wyraźnych granic, to ludzie będą to wykorzystywać. I wcale nie mam do nikogo pretensji. Jestem wychowanką Pani Swojego Czasu i od niej wiem, że asertywność to sztuka odmowy, bez pretensji do świata, że czegoś ode mnie chce. Oczywiście, że idealnie by było, gdyby nikt nie chciał ugrać sobie czegoś na tym, że jesteś słabsza w tym momencie swojego życia. To od nas jednak zależy, czy potrafimy na to odpowiednio zareagować. Ufam swojej intuicji i mam wielkie zaufanie do siebie!
Kiedyś usłyszałam zdanie, że pewność siebie to ufność, jaką pokładamy w samych sobie. Ufam, że dam radę. Mam w sobie oparcie! Wiem, że gdy stracę pracę, to dam radę, gdy stracę mieszkanie też! Może to brzmieć przykro, ale wiem, że sobie najbardziej mogę ufać i na sobie polegać. To nie znaczy oczywiście, że nie mam oparcia w bliskich. Mam, oczywiście, że mam. Ale pewność siebie daje mi oparcie.
2. Wiara we własne możliwości
Zawsze, gdy mam w życiu trudny moment, to powtarzam sobie, jak mantrę: Martyna dałaś radę w zupełnie obcym ci kraju, bez znajomości języka i bez żadnych relacji tutaj na miejscu. Emigracja nauczyła mnie wiary we własne możliwości, w to, że poradzę sobie w każdej sytuacji, że zawsze jest jakieś wyjście. I że właśnie ja to wyjście znajdę!
Życie nie jest usłane różami i miałam w Niemczech różne momenty – od rozpaczy do wielkich wzlotów. Zrozumiałam, że zawsze sobie poradzę! Są ludzie, którzy mimo tego, że mogłoby się wydawać, że mają wszystko – fundusze, znajomości, lepszy od nas start i tak upadają, a są i tacy, którzy od zera budują pomniki. W pracy udowodniłam swojemu przełożonemu, że mimo że znam język może i trochę gorzej od moich niemieckojęzycznych koleżanek, to potrafię zrobić najlepsze wyniki w swoim dziale. Udowodniłam samej sobie, że jestem zaradna i obrotna oraz że mogę na siebie liczyć.
3. Tolerancja i otwartość na ludzi
W Niemczech poznałam wiele osób z całego świata – ludzi różnych kultur, wyznań czy przekonań! Podczas kursu integracyjnego, który robiłam poznałam ludzi ze wszystkich kontynentów. Mam koleżanki z Japonii, Meksyku, Ukrainy, Afganistanu, Syrii, Boliwii i wielu innych państw z całego świata. Tylu rzeczy, o których się od nich dowiedziałam, nie przeczytałabym w żadnej książce.
W Niemczech jest taka mieszanka kulturowa, że nie ma innego wyjścia, jak otworzyć się na świat i ludzi. Myślę, że w Polsce nie miałabym okazji poznać tak wielu nowych dla mnie stylów życia. Boimy się tego co obce, tego co nieznane, ale w Niemczech poznałam już tak wiele historii różnych społeczności, że toleruję każdy styl życia.
Tolerancja to dla mnie akceptacja każdego sposobu na życie i nie wartościowanie go.
Tolerancja to dla mnie akceptacja każdego sposobu na życie i nie wartościowanie go. Może dla mnie niektóre zachowania są niezrozumiałe i pewnie nigdy nie pojmę pewnych obyczajów, ale akceptuję, że tak jest. Polskie zwyczaje również są niepojęte dla innych!
4. Pokora i cierpliwość
Emigracja nauczyła mnie pokory i pokazała, że muszę być cierpliwa, by coś osiągnąć. Zawsze byłam osobą, która chce mieć wyniki tu i teraz, dlatego często prokrastynuję. Do tej pory, w niektórych dziedzinach życia chcę mieć za dużo naraz. Ogarnianie się na emigracji uświadomiło mi, że tak się nie da. Do pewnych spraw trzeba podejść strategicznie, trzeba poczekać na efekt, trzeba być wytrwałym, by osiągnąć cel.
Gdy z wielką dumą po zakończeniu trzymiesięcznych praktyk szłam na rozmowę z szefem, zapewniana, że dostanę umowę o pracę, a dostałam jedynie propozycję przedłużenia praktyk, stanęła mi w gardle wielka gula, bo wiedziałam, że dałam z siebie wszystko! Byłam wściekła! Chciałam rzucić w kąt tę jego łaskawą propozycję, ale musiałam przyjąć to na klatę, zagryźć zęby i podjąć decyzję, czy zostaję, czy idę dalej. Po roku w pracy, podczas którego pokazałam na co mnie stać – zrobiłam najlepsze wyniki w całym zespole, okazało się, że moje niedociągnięcia językowe nie mają wpływu na efekty mojej pracy – liczyłam na umowę fair i docenienie tego, co zrobiłam. Znowu spotkało mnie kolejne nieporozumienie – oferta w moim mniemaniu niesprawiedliwa. Tym razem jednak wiedziałam, że muszę walczyć i suma summarum wyszarpałam sobie dobre warunki w firmie, ale było to okupione wielkim stresem!
Myślałam, że gdy skończę kursy językowe, to wszystko będzie dla mnie łatwiejsze! Po zakończonym kursie B1 czasami nadal nie rozumiałam prostych zdań na ulicy. Do tej pory, mimo że mój język jest na poziomie C1, nie umiem ubrać swoich myśli w słowa. To frustrujące! Ale wiem, że wszystko przyjdzie z czasem i że nie mogę osiąść na laurach, muszę iść dalej, bo to nie jest tak, że praca jest już zrobiona.
5. Determinacja w dążeniu do celu
Emigracja nauczyła mnie wytrwałości! Wiesz ile razy było na maksa trudno?! Gdy chodziłam na kurs integracyjny od 8:00 do 13:00, od poniedziałku do piątku, a potem jechałam prosto do pracy, z której wracałam czasami po 22. Pracowałam do soboty, czasami również w niedziele, ale byłam zdana tylko na siebie. Wiedziałam, że muszę zarobić na naukę i na życie. Codziennie wstawałam rano już zmęczona, jechałam do szkoły dawałam z siebie 120%, później pracowałam. Szkoła była moim priorytetem i tylko czekałam aż ją skończę. To był mój cel! Na mojej drodze nie było odwrotu, nie było odpuszczania. Wiedziałam, że muszę działać dalej, jeżeli chcę coś osiągnąć i to robiłam, po prostu. Nie zastanawiałam się, czy mi się chce.
Tak samo, jak z językiem, było z szukaniem w Niemczech mieszkania. A ten, kto tutaj żyje, doskonale wie, że jest to prawdziwy koszmar. Dzięki temu teraz jestem bardzo wdzięczna za to, co mam. Wiem, że nie chcę pracować całymi dniami, nawet gdyby dało mi to fortunę.
6. Akceptacja swojego ciała
Emigracja nauczyła mnie ciałopozytywności. To w Niemczech pierwszy raz zobaczyłam, że można nie mieć w sobie wstydu własnego ciała. Zobaczyłam ludzi, którzy swobodnie przebierają się w szatni na basen, rozmawiają pod prysznicem i idą razem do sauny, śmiejąc się. Całkiem nago! Nie wstydzą się nagości, wręcz przeciwnie — jest to coś zwyczajnego. To tutaj wyleczyłam się z presji bycia doskonałą.
U mnie w domu co prawda nie było wstydu i rodzice raczej na luzie podchodzili do tematu nagości, ale za to była presja wyglądu, bo na wsi ludzie zawsze obgadają. Moja mama jest nauczycielką na mojej rodzinnej wsi, więc każdy nasz krok był komentowany pod tym kątem. Córka nauczycielki, a…. nieuprasowana, a nieuczesana, a nienauczona, a jakaś tam. Trzeba było uważać na każdy krok, bo nawet, jak nie zjadłam obiadu na stołówce, to było doniesione mojej mamie.
Gdy idę na niemiecką plażę i widzę naturystów, którzy cieszą się nagością i swoim ciałem, w ramach niemieckiej FKK (skrót od niem. Freikörperkultur), i nie mają z tym żadnych problemów, to rozumiem, jakie to jest dziwne, gdy wstydzimy się siebie. I bardzo się cieszę, że się z tego tutaj wyleczyłam! Znam dziewczyny, które wstydzą się być na plaży w bikini i wiele takich, które ukrywają jakieś niedoskonałości ciała, mimo tego, że jest to na maksa niewygodne. A na pytanie, dlaczego to robią, zgodnie odpowiadają, bo inni się gapią. Przez to, że sami wywieramy na sobie presję, że trzeba wyglądać w określony sposób i „dbać” o siebie, również tylko w jeden słuszny sposób, to potem stajemy się niewolnikami swoich przekonań.
Sami się nie pokazujemy, a tych, którzy się nie wstydzą, zamiast naśladować, zabijamy wzrokiem. Jak Wy podchodzicie do niemieckiej ciałopozytywności i kultury wolnego ciała? Nagość zauważalna na niemieckich plażach stała się dla Was czymś normalnym czy nadal krępuje?
7. Nowe spojrzenie na życie
Na emigracji zrozumiałam, że można żyć inaczej. Pojęłam, to co podświadomie wiedziałam, ale dopóki tego nie doświadczyłam, nie było mi znane. Ten punkt bardzo wiąże się z punktem o tolerancji i otwartości. Zobaczyłam, że ludzie w Niemczech żyją inaczej niż my w Polsce, mają inne podejście do wielu spraw, zobaczyłam, że można swobodnie żyć bez religii i innych ograniczeń. To wszystko dało mi wiarę w to, że mój pomysł na siebie ma sens. Że nie muszę spełniać oczekiwań rodziców i rodziny i mogę żyć po swojemu.
Wcześniej byłam co prawda tego świadoma, ale trudno idzie się swoją drogę, gdy wszyscy dookoła płyną z prądem i ciągną cię za rękę. Tutaj zobaczyłam, że tyle, ile jest osób, tyle stylów i sposobów życie. I to jest super!
8. Język obcy
Teraz punkt oczywisty — dzięki emigracji znam język obcy. W Polsce raczej nigdy (nigdy nie mów nigdy!) nie poszłabym na żaden kurs językowy. Raz, że nigdy nie interesowałam się językami obcymi, a dwa, że nie było mnie stać na taki porządny kurs. Dzięki temu, że wyjechałam z Polski, znam język niemiecki i podjęłam walkę o język angielski. Nawet jeżeli kiedyś wrócę do Polski, to ze znajomością języka niemieckiego! To otworzy mi wiele możliwości na lepszą pracę na polskim rynku. Mówię oczywiście czysto hipotetycznie, bo powrotu do Polski nie planuję.
9. Przyznanie, że czegoś po prostu nie wiem
Kiedyś trudno było mi się przyznać do tego, że czegoś nie wiem. Wstydziłam się tego! Cały czas miałam kompleks dziewczyny ze wsi, która się nie zna, nie jest zbyt kompetentna, jest nieobeznana. Teraz wiem, że mam prawo, czegoś nie wiedzieć i mogę, o to dopytać. Gdy nie znam jakiegoś słówka, to po prostu zapytam. To normalne, że nie wiemy wszystkiego. Trochę mi to zajęło zanim to zrozumiałam. Jednak, gdy byłam w sytuacji, że czegoś nie rozumiałam, to po prostu – mogłam udawać debila, że niby wszystko wiem i nie dowiedzieć się, jak jest naprawdę albo przyznać się, że czegoś nie wiem i dopytać o to.
10. Ja
Emigracja nauczyła mnie siebie. Podczas tych trudnych i radosnych momentów w Niemczech zaprzyjaźniłam się z sobą, nauczyłam się szanować i akceptować swoje ciało, bardzo się rozwinęłam, oswoiłam ze swoim towarzystwem oraz zaczęłam ufać sobie i swojej intuicji. To dzięki temu, że tak wiele było na moich barkach, że musiałam stawić czoła tylu przeciwnością, zrozumiałam, że to ja jestem dla siebie najważniejsza.
Korekta: Anna Jakubowska
0 komentarzy