fbpx

Przyjaźń na emigracji: gdzie są moi przyjaciele?

„Gdzie oni są? Ci wszyscy moi przyjaciele […] Zabrakło ich […]”. Zabrakło ich tutaj – na emigracji. Kiedy wyjeżdżałam wszyscy mówili: „będziemy się odwiedzać”. Zapomnieli tylko dodać, że to tak naprawdę Ty będziesz ich odwiedzać w Polsce. A oni Ciebie? No nie bardzo… Tak właśnie wygląda przyjaźń na emigracji obdarta z pięknych obietnic. Odwiedź wszystkich jak będziesz w Polsce, najlepiej spędź swój zasłużony urlop na jeżdżeniu od znajomych do znajomych, ale Ciebie nie odwiedzi nikt, bo to przecież za daleko!

Przyjaciele potrafią zranić najbardziej

Kiedy jesteś w Polsce, to czasami ktoś znajdzie chwilę, by wyjść z Tobą na piwo. Ale czy ktoś kiedykolwiek Cię odwiedził? Mówi się, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. A czy Ty poznałaś? Ja nie… Ta „zagranica” zawsze jest za daleko, nieważne gdzie mieszkasz.

Nieważne, czy będzie to Berlin oddalony o 3 godziny od Poznania, czy daleko rzucone bawarskie Monachium. Kiedy jesteś w Polsce, to słyszysz, że wszyscy Cię odwiedzą, przyjadą w tym lub innym terminie. Umawiają się z Tobą, pytają, kiedy masz czas. Super, już się cieszysz! Ale czy to kiedykolwiek się sprawdza? U mnie nie… Najbliższą rodzinę ciężko namówić, by przyjechała, a co dopiero innych.

Za daleko, by przyjechać i posiedzieć, za daleko, by razem popatrzeć na zachód słońca, za daleko, by się opłacało wyjechać ze swojego świata.

Czy przyjaźń na emigracji ma szanse przetrwać?

Nikt już nie rozumie Twoich emigracyjnych problemów, bo za bardzo odbiegają od polskiej rzeczywistości. Nie zapuka do drzwi z tabliczką czekolady, bo jest za daleko. Nikt nie rozumie, że za granicą możesz mieć problemy finansowe, przecież zarabiasz miliony monet. Problemy i warunki życia za bardzo się rozbiegają, stają się nieporównywalne. No właśnie, przecież my – ludzie żyjący za granicą – mamy cudowne życie, bez trosk i obaw, pełne sukcesów! Śpimy na pieniądzach, generalnie chwyciliśmy Pana Boga za nogi i nic nam nigdy nie ma prawa dolegać!

Kiedy organizujesz spotkanie/przyjęcie, to oczywiście wszyscy są chętni! W najlepszym wypadku dzień wcześniej zadzwonią, że jednak nie dadzą rady dojechać – 3 godziny drogi to za dużo na ich ciężkie i skomplikowane życie! Ale jak będziesz w Polsce, to daj znać, pewnie. Ty nie masz ochoty odezwać się, gdy jesteś w Polsce?! Bo przyjeżdżasz tylko na weekend, do rodziców, coś załatwić. No coś Ty! Jak tak możesz?! Ale z Ciebie świnia!

Samotność na emigracji

Co z tego, że jesteśmy tu kompletnie sami! Rodzicom o problemach nie powiemy, bo mają swoje, tam w Polsce… Co z tego, że dawni przyjaciele nas nie rozumieją, a nowi znajomi piją z nami tylko kawę. Rodzeństwo ma swoje życie i własne rodziny, a może nigdy nie było nam po drodze. Tak naprawdę nikt nas nie rozumie!

Jedyna bliska Ci osoba to Twój partner/partnerka, ale tylko dopóki jest między wami wszystko dobrze. Kiedy już nie masz nic – partnera, przyjaciół, a rodziców nie chcesz dodatkowo przytłaczać, mimo że marzysz o przytuleniu się do nich i błogim śnie, zostaje Ci tylko walka…

Emigracja to samotna walka

Walka o codzienność, o siebie, o lepszą przyszłość! Skąd brać siły, żeby walczyć o siebie na emigracji?! Sama nie wiem, czasami nie mam ochoty walczyć. Zazdroszczę tym, którzy odpuszczają i nie walczą o tzw. lepsze jutro i cieszą się życiem, takim, jakie dostają od świata. Zazdroszczę!

Nie wiem skąd biorę siły, by walczyć z systemem, z problemami na emigracji czy o lepsze jutro, które MOŻE nadejdzie… serio nie wiem. Czasami mam ochotę się poddać, nie robić nic –  znaleźć JAKĄŚ pracę, zacząć JAKIEŚ życie. Ale potem zastanawiam się, czy tego chcę. No nie, nie chcę! A czego chcę? Nie wiem…

Normalne problemy vs. samotna emigracyjna rzeczywistość

Masz 30 lat, straciłaś pracę i nie wiesz co dalej. Okazało się, że na przyjaciół w Polsce nie masz co liczyć. Nikt nie rozumie, że mieszkając w Niemczech możesz mieć problemy z budżetem. Nie rozumie, że nie czujesz się na siłach pracować we własnym zawodzie. Nikt nie rozumie, że skoro obiecują, że przyjadą to ich oczekujesz…

Najłatwiej byłoby zajść w ciążę, wszyscy byliby usatysfakcjonowani. Rodzice, bo wnuk. Znajomi, bo mieści się to w jakichś normach. To przecież normalne, jeszcze tylko chrzest i roczek, ale… Ty nie chcesz mieć dzieci! Co??? Nie chcesz dzieci!? Bez pracy? Nie wiesz co dalej? I jeszcze nie masz z kim się tym wszystkim podzielić! Emigracja to nieustająca walka – o przyjaźń też…

Korekta: Anna Jakubowska

ZAPISZ SIĘ NA MIGRACYJNY NEWSLETTER:

.

WIĘCEJ POSTÓW W TEJ KATEGORII:

27 KOMENTARZY

27 komentarzy

  1. Paulina

    Dawno nie przeczytałam czegoś bardziej trafionego w moja sytuacje i generalny opis emigracji. Czytałam jak swoje myśli… Super blog!

    Odpowiedz
    • Migrantka

      Dziękuję! ❤️❤️❤️ Wielu z nas czuje to samo… ❤️

      Odpowiedz
  2. Aleksandra

    Cześć!

    Mieszkam w Niemczech już prawie 2,5 roku i ten wpis trafia w moje serce. Też bym chciała, żeby mnie ktoś odwiedził (rodzina, znajomi), a nie, że tylko ja odwiedzam kogoś będąc w Polsce. Tak wiem, mamy teraz „pandemię” i jest ciężko bo są różne obostrzenia. Poza znajomymi z pracy mam tutaj tyko dwójkę polskich znajomych z którymi normalnie się widuję. Straszne jest to mieszkać z dala od rodziny i przyjaciół.

    Odpowiedz
    • Migrantka

      Rozumiem w stu procentach… Ja już znajomych przestałam namawiać, a moja rodzina (w sensie rodzice) na szczęście się przełamała i wpada do mnie w odwiedziny coraz częściej. 🙂 Oczywiście COVID namieszkał w swobodzie przy odwiedzinach, ale miejmy nadzieję, że niedługo ta sytuacja się skończy. 🙂

      Odpowiedz
  3. Karolina

    Hey Mieszkam w Hollandii ale tez długo zaliczałam objazdowki po wszystkich ciotkach zanim się postawiłam.. teraz jest obrażanie się … ale co ty masz do nich … dlaczego taka jesteś …
    Z twoim blogiem trafiłaś w 10!! Brawo

    Odpowiedz
    • Migrantka

      Dziękuję za miłe słowa! Rozumiem w 100%!!! Ja też już nie jeżdżę po rodzinie, jak przyjeżdżam do Polski. Jak jadę do Polski do rodziców, to nie mam ochoty codziennie jechać do innej cioci czy wujka… I znajomych też już nie namawiam, bo ile można… Jeżeli ktoś ma ochotę to serdecznie zapraszam, ale nie chcę mi się co chwilę tłumaczyć komuś, że trasa w dwie strony jest taka sama. 😛 A i tak ciągle słyszę pytania: Kiedy będziesz w Polsce? Mogłabyś przyjechać w końcu!” Niestety utrata starych znajomych i nawiązywanie nowych przyjaźni jest wpisane w emigrację.

      Odpowiedz
  4. Natalia

    Wszystko u Ciebie ok? Bo ten post bardzo gorzki, a każdy ma słabsze dni… Plus ta zimowa chandra.
    Na emigracji bywa ciężko, ale najważniejsze to znaleźć sobie swoje miejsce i od nowa zbudować tam znajomości. Tak to w życiu jest, że jedno się kończy a kolejne zaczyna 😉

    Odpowiedz
    • Migrantka

      Część! Dziękuję za troskę! Tak wszystko ok, post powstał już jakiś czas temu i jest gorzki, bo takie mam podejście do tych spraw. Ale ogólnie wszystko u mnie dobrze. Znajomości można zbudować to prawda, ale rodzina zostaje taka sama. 🙂 Nie narzekam, jakoś sobie z tym poradziłam.

      Pozdrawiam! 🙂

      Odpowiedz
  5. Ania

    Hej, świetny blog! Przeczytałam już kilka wpisów i mam zamiar resztę 😀 Planujemy z partnerem wyjazd do Niemiec za jakiś rok, półtora. Póki co, celem jest Monachium. Jeśli chodzi o znajomych, to fakt bywa z tym różnie, ale myślę, że to, co opisujesz często dzieje się również między ludźmi, którzy mieszkają w jednym kraju. Ja jestem bardzo ciekawa tego czy będę w stanie zdobyć nowych przyjaciół już będąc w Niemczech. Póki co napawa mnie optymizm 😉 Pozdrawiam serdecznie! Btw, wpis o kobietkach, prześwietny!

    Odpowiedz
    • Migrantka

      Cześć! Dziękuję za miłe słowa!!! 🙂 Oczywiście, że się da zdobyć nowych przyjaciół będąc na miejscu! Trzymam kciuki, żeby się wszystko ułożyło jak najlepiej!!! 🙂

      Odpowiedz
  6. Adrianna

    Tak, też czuję, że na emigracji to nieustająca walka. Chwilowo jesteśmy z moim niemieckim partnerem w Krakowie przez 2 miesiąca, bo pandemia nam na to pozwoliła. Pierwszy raz jestem w domu tak długo od 8 lat 🙂 Na szczęście za granicą mama odwiedza mnie raz do roku, tata rzadziej – cóż poradzić… Znajomi też nie wszyscy przyjechali w odwiedziny przez te wiele lat, mimo że tu w Krakowie zawsze mają dla mnie czas. Zastanawiam się, jakby to było z tymi przyjaciółmi, gdybyśmy się tu do Krakowa przeprowadzili na stałe. Bo dalej wydaje mi się, że moi najbliżsi są w Polsce, a ja na obczyźnie, gdzie trudniej mi zawierać znajomości – bo wszyscy już mają przyjaciół z dzieciństwa, więc wydaje się, jakby już nie potrzebowali kolejnej osoby w gronie przyjaciół… Ale może to się zmieni, nie wiem. Pozdrawiam ciepło 🙂

    Odpowiedz
    • Migrantka

      OJ, rozumiem… Jak jestem w Polsce to wszyscy nagle chcą się spotkać albo mają pretensje, dlaczego nie przyjadę do nich chociaż na jeden dzień po drodze, bo przecież mijam Poznań. Ale, żeby przyjechać do Berlina (z Poznania jest to około 3 godzin) to już im za daleko. A ja jak jadę do rodziców, to nie mam ochoty codziennie być w drodze i odwiedzać każdego… Pogodziłam się z tym, że te znajomości się rozluźnią z czasem. Na emigracji poznałam za to fajne dziewczyny i powoli budujemy nową grupkę znajomych. 🙂 Trzymam kciuki!

      Odpowiedz
      • Adrianna

        Hmm, ja chyba odwrotnie niż Ty – utrzymuję ciepłe stosunki nie tylko z przyjaciółmi z Krakowa, ale też czasem odświeżam tutaj stare znajomości, a do rodziny w odwiedziny przyjeżdżam zawsze. Mi na stosunkach z bliskimi zależy najbardziej ze wszystkiego, ale jednak nasza rodzina też nie jest największa, więc może o to łatwiej niż u Ciebie. Dzięki, też trzymam kciuki za Twoje budowanie przyjaźni na obczyźnie ?

        Odpowiedz
        • Migrantka

          Ja właśnie przyjeżdżam do rodziny i nie wymagam od jednej czy drugiej cioci, żeby odwiedziła mnie w Berlinie, ale od znajomych rozsianych po całej Polsce już taak. Niektórzy „wymagają”, żeby ich odwiedzić przy każdej wizycie w Polsce i jak potem widzą na Insta, że byłam w Polsce i się nie odezwałam to mają pretensje… ale ja czasami jadę dosłownie na dwa dni, na weekend do rodziców i chce z nimi spędzić czas, a nie jeszcze objeździć pół Polski… Tym bardziej, że ja chętnie wszystkich zapraszam do siebie i uważam, że droga w dwie strony jest taka sama i jeżeli chcemy dbać o nasze relacje to powinno wychodzić to z dwóch stron, a nie tylko z mojej… Jeżeli chodzi o przyjaźnie to mam kilka bliskich mi osób w Berlinie i jestem zadowolona. 🙂 Jest to możliwe, aczkolwiek na pewno trudniejsze niż w Polsce. 🙂

          Odpowiedz
  7. Lex

    Ten twój cały wpis to moje odczucia, dokładnie niemal 2 lata temu (a mialam wtedy też 27 lat), kiedy rozpadł się mój związek z Exem. Byliśmy razem w Holandii, wynajmowaliśmy mieszkanie, ja byłam w momencie zerwania na zwolnieniu lekarskim (stwierdzona depresja). Znalazł sobie inną, zdradził mnie z nią będąc na urlopie w Polsce, na którym zresztą byliśmy razem. Powodem zerwania nie była zdrada. O zdradzie dowiedziałam sie później, dzień po powrocie do NL, przypadkowo. Ogólnie gówno. Musiałam sobie w ciągu miesiąca znaleźć prace na full timie (co już w Holandii jest rzadkością) do tego ogarnąć nowe miejsce do życia, bo niestety ciężko placic samemu 900€ za chate. Ciężko też szukać nowego lokum, jeśli jest 20 osób na jedno miejsce, a ty jesteś Polską Emigrantką (: Zresztą pewnie wiesz o co chodzi.
    Po tym wszystkim udało mi się zorganizować sobie ostatnie półtora roku życia w NL, odłożyć troche pieniędzy, i wyprowadziłam się do Niemiec, do mojego nowego-obecnego chłopaka (jest zresztą niemcem), którego poznałam zupełnie przypadkowo przez internet. W październiku była nasza pierwsza rocznica i coś ci powiem na koniec:
    Ludzie w Polsce nie rozumieją tego, że emigrant czuje się obco, bo oni nigdy emigrantem nie byli, a większośc ma problemy z empatią. Oni nie wiedzą jak to jest być zagubionym w miejscu gdzie się żyje, mieszka. Jak to jest nie znać przepisów (bo realia są wszędzie inne), jak to jest codziennie dowiadywać sie podstawowych rzeczy, tłumaczyć pisma urzedowe google translatorem, jak to jest być zdanym TYLKO na siebie. Albo się uda albo na ulice. Taka była moja rzeczywistość 2 lata temu. Oni tego nigdy nie musieli przechodzić. Nigdy też nie czuli się dyskryminowani, no bo do cholery, biały człowiek w Polsce nie jest raczej dyskryminowany. Czy bialy człowiek może być dyskryminowany w Niemczech, w Holandii, we Francjii, innym kraju zachodnim? Ufam, że tak, jeśli tylko np. jest Polakiem. Obserwowałam to wiele razy.
    Odwiedzania nawet nie będe komentować- Mnie nikt przez 6 lat w NL nie odwiedził. Ani rodzina, ani znajomi. Nikt nie ma kasy, nie ma czasu, etc, etc. Tylko nagle ja mam np. rezygnować z urlopu zagranicznego, na jakiejś ciepłej wyspie, który mi się należy jak psu buda za rok ciężkiej pracy, bo przecież wypada rodzine i znajomych odwiedzić w Polszy, bo jak nie odwiedzam to słysze „kiedy przyjeeeedziesz?”, totalnie jakby oni nie mogli wziąć tygodnia wolnego (czy zaszaleć i kupić tanio na weekend biletów z wyprzedzeniem) i sobie przylecieć do mnie- Z tego co wiem to każdy ma tyle samo mniej więcej dni urlopowych, płatnych w roku- u jakichś 80% ludzi to coś pomiędzy 20 a 24 dniami zapewne, dlaczego wiecznie to ja mam poświecać mój urlop by odwiedzać ich, przecież wyjechalam by miec lepsze życie, dostatniejsze i również MOC REALIZOWAĆ MARZENIA (w tym podróże zagraniczne).
    Jak zwykle się rozpisałam, ale po prostu, wpis trafił w czuły punkt 😉 Trzymaj się tam, mam nadzieje, że u ciebie już lepiej, niż w momencie pisania tego…

    Odpowiedz
    • Migrantka

      Tak to właśnie wygląda… Zgadzam się w 100%… mnie też denerwuje to, że znajomi oczekują, że wezmę urlop i poświecę go na kolejne przyjechanie do Polski i odwiedzenie ich… Dlatego krąg znajomych z Polski z roku na rok się kurczy… są osoby, które to rozumieją i odwiedzają również mnie, a są tacy, co nigdy u mnie nie byli i tylko słyszę pytania, kiedy to ja przyjadę do Polski i ich odwiedzę… Nawet już mi się nie chce tłumaczyć i odpuszczam.

      Ten kto nigdy nie mieszkał dłużej poza granicami Polski, nie był na emigracji, nigdy nie zrozumie naszych problemów, a nawet czasami je bagatelizuje. Pisałam o tym we wpisie o błędnych przekonaniach o emigracji. Jako, że żyjemy w Niemczech czy Holandii lub innym kraju bardziej rozwiniętym niż Polska, to nie mamy prawa narzekać i mieć jakichkolwiek problemów, bo przecież „Ach, Ty to masz dobrze w tych Niemczech!”, „Ach, Ty to zarabiasz w euro.” Niestety… trochę się to wszystko rozjeżdża i jeżeli ktoś nie żył na emigracji lub nie ma kogoś z rodziny, kto mieszka zagranicą, to ciężko to sobie wyobraża.

      Dziękuję za Twoją historię! U mnie wszystko dobrze, takie sytuacje mnie frustrują, ale nie zakłócają na szczęście mojej codzienności, a w Berlinie mam już kilka osób, które są mi bliskie. 🙂 Pozdrawiam!

      Odpowiedz
  8. Ja

    40 lat mieszkania w Czeskiej Pradze.odleglosc od domu w Polsce 600 km.Za te lata ,5,6 razy w ciagu roku w Polsce,bardzo czeste mna placone rozmowy telefoniczne,skype,atd .A w druga strone,3 razy odwiedziny(jest to podobno bardzo daleko i podroz kosztuje),telefon do zagranicy jest drogi (dla mnie nie ,bo jestem zagranica a tutaj wszystko jest tansze ).Podobno nigdy nie
    mialam zadnych problemow z praca,pieniedzmi itd, a w Polsce zawsze bylo gorzej).Odjechalas ,obojetnie w jakim celu ,nie ma Cie ,nie interesujesz ich a Ty sie poswiecas ,bo wydaje Ci sie ,ze musisz ich prosic o wybaczenie,przepraszac ,ze wyjechalas.Na poczatku tesknia ,ale pozniej tesknisz tylko Ty a oni Cie maja w nosie a jezeli jestes nie daj boze na tzw zachodzie (Niemcy itd) to juz wogole zadne problemy i pieniadze leza na ulicy.

    Odpowiedz
    • Migrantka

      dokładnie tak to czuję… pieniądze leżą na ulicy, żyjemy w jakimś wymarzonym świecie, bez żadnych problemów.

      Odpowiedz
  9. Michał

    Masz absolutną rację. Myślałem że muszę mieć poczucie winy a wcale tak nie jest. Wiem że mogę się z kimś spotkać ale nie zawsze muszę ale ktoś deklaruje że będzie a te parę godzin jazdy komuś już życie utrudnia.

    Pewnie jesteś fajną dziewuchą skoro dostrzegasz jak wszyscy mają drobne rzeczy do zrobienia za szczyt nie do pokonania.

    Pozdrawiam.

    Odpowiedz
    • Migrantka

      Dziękuję!

      Odpowiedz
  10. Michał

    Przyjaciół poznasz wtedy gdy będą mogli poświęcić swój czas żeby się z Tobą spotkać, to ludzie, którzy za wszelką cenę choć spróbują być z Tobą bez wzgledu na jakiś parogodzinny dojazd.

    Odpowiedz
    • Migrantka

      Dokładnie…

      Odpowiedz
  11. Asia

    Dziękuję za ten wpis… Często myślę, że jestem sama z tym, że rodzina mnie nie odwiedza. Od 20 lat mieszkam w Belgii, mam tu męża (Belga) i mamy trójkę dzieci. Nigdy rodzina nas nie odwiedziła (proponowałam nawet zapłacić za samolot), ani moi rodzice, którzy są zdrowi i mogliby przyjechać bez problemu, ani siostra z rodziną, która zawsze coś wymyśli i odpowie z uśmiechem, że nie może.
    A ja zawsze dla nich mogę. No i wpadam w tą pułapkę i czuję się winna… i lecimy do tej rodziny, która cieszy się, że przylecimy, ale po kilku dniach zaczyna krytykować. A ja mówię sobie, że spełniłam obowiązek.
    Z początkiem tego roku postanowiłam, że tak dłużej być nie może, że to nie jest zdrowa relacja.

    Odpowiedz
    • Migrantka

      Cześć Asia! Dziękuję za Twój komentarz! To pokazuje, że dotyczy to większości z nas. Zdrowa relacja to taka, która działa w dwie strony. Ja również trzymam się tej zasady! Trzymam kciuki za wytrwanie w postanowieniu i za poprawę relacji! 🙂

      Odpowiedz
  12. Andzia

    Ja niestety mam zle doswiadczenia z odwiedzajacymi. Utrzymujesz znajomych przez tydzien gotujesz,obslugujesz i wozisz na wycieczki a w nagrode dostajesz rachunek w restauracji do zaplacenia (za wszystkich) po wspolnym obiedzie. Juz nie zapraszam.

    Odpowiedz
    • Migrantka

      Hej, tak, to jest druga strona medalu. 🙁

      Odpowiedz
  13. Anna Maria

    Dokladnie tak się czuje. Znajomych nie mam. Ci co byli w Polsce nie odwiedzają, a czekają tylko jak ja do nich wpadnę. Trafione z partnerem, gdy jest dobrze w jakimś stopniu jestem spokojna, bo zawsze coś tam można mu powiedzieć, choć i tak nie pomoże. A teraz jestem na etapie rozstania. No, cóż takie życie. Jedni mają lepiej, a drudzy muszą się oswoić z własnymi problemami i rzeczywistością samotnie.

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

KUP MÓJ PORADNIK ⮧

O MNIE ⮧

Cześć! Jestem Martyna — autorka tego bloga i podcastu „Kroniki migrantki”. Z zawodu jestem socjolożką i dziennikarką, a z zamiłowania Migrantką. Jeżeli chcesz usłyszeć, że na emigracji wszystko jest piękne i kolorowe, to jesteś w złym miejscu. Swoim blogowaniem pokazuję życie w Niemczech bez ściemy. Więcej o mnie! –>

ZAPISZ SIĘ NA MÓJ NEWSLETTER ⮧

.

OBSERWUJ MNIE NA INSTAGRAMIE ⮧

OBSERWUJ MNIE NA FACEBOOKU ⮧