fbpx

Życie na odległość: czy warto żyć w rozkroku?

Emigracja to dla niektórych życie na odległość. Na pewno macie w swoim kręgu znajomych rodzinę, która żyje właśnie w taki sposób – na odległość. Mąż, ojciec, brat pracuje za granicą i śle zarobione pieniądze do domu, do Polski. Żona, matka, siostra opiekuje się starszym Niemcem, żeby rzucić groszem rodzinie w Polsce… Jest to po prostu sposób życia. Niektórzy wracają w każdy weekend do „prawdziwego domu”, inni żyją „interwałowo”, czyli pracują w trybie np. dwutygodniowym, po czym mają tygodniową przerwę i tak w kółko. Jak do tego doszło, że ludzie zdecydowali się na życie w rozkroku, czyli w ciągłych rozjazdach, na życie na odległość?

Gdzie jest zatem Twój prawdziwy dom?

Piszę ten wpis w dobie pandemii koronawirusa. I to ten nieszczęsny wirus mnie natchnął, bo bardzo szybko zweryfikował styl życia „na odległość”. Nagle, gdy okazało się, że przekroczenie granicy z Polską będzie ograniczone, wielu Polaków „rzuciło się” szturmem, by wrócić do kraju. Dlaczego? Niektórzy z nich przez obostrzenia w związku z koronawirusem stracili pracę i wracali do swoich domów. Inni brali urlopy, by przeczekać w Polsce chociażby do Wielkanocy, bo potem jakoś to będzie. Jeszcze inni – spanikowali. I nie dziwię się! Ojciec jechał do dzieci i żony w Polsce, bo nie wiadomo, co będzie dalej i jechał dopóki miał taką możliwość.

Życie na odległość i weekendowe rodziny

Moje pytanie brzmi – dlaczego? Dlaczego ludzie nadal decydują się na takie życie, na życie w rozjazdach, na weekendową rodzinę, na totalne rozjechanie się światów. Czy oby te sławne niemieckie zarobki są tego wszystkiego warte?

Takie życie to nie życie. Nie wyobrażam sobie jeździć co weekend do Polski – by w końcu „pożyć”. By wyjść ze znajomymi, iść na imprezę czy po prostu z kimś pogadać. Dlaczego Polacy nadal stoją jedną nogą w Polsce, a drugą już za Odrą? Dlaczego potrafią żyć jedynie w Polsce, a tutaj, na miejscu tylko wegetują między mieszkaniem a pracą?

Po co ludzie biorą śluby? Dlaczego decydują się na bycie z kimś – po to, by żyć razem czy po to, by żyć osobno? Jaki sens ma zatem małżeństwo na odległość? Jak ma czuć się tata, który jest nieznanym gościem dla własnych dzieci? Jak czuje się żona, która na co dzień zmaga się z dziećmi i domem kompletnie osamotniona? Czy to obiecano jej na ślubie?

I na końcu łańcucha pokarmowego – jak czują się te osamotnione dzieci? Eurosieroty… Dzieci, które patrzą na tęsknotę mamy i muszą machać tacie na pożegnanie w każdą niedziele? Dzieci, które w weekend z nieobecnym wiecznie tatą, muszą nadrobić wszystkie zaległe dni, a do tego są pouczane, by być grzeczne, bo tata przecież zmęczony drogą…

Potem pojawiają się zdrady… Zdziwieni? Mam nadzieję, że nie, bo to raczej normalne, że szukamy osób, które są i będą blisko nas – tam albo tutaj, obojętnie. Światy małżeństwa na odległość wyglądają kompletnie inaczej! Takie rodziny żyją w zupełnie różnych rzeczywistościach i borykają się z innymi problemami. Nie da się tego nadrobić w jeden weekend!

I nie zrozumcie mnie źle! Oczywiście, że odwiedzam swoją rodzinę w Polsce i one odwiedza mnie w Berlinie! Chodzi mi o związki małżeńskie na odległość czy życie rodziców z daleka od swoich dzieci. A i pamiętajcie, że odwiedzanie rodziny to nie jest tylko nasz „obowiązek! Rodzina może też przyjechać do nas – odległość w dwie strony jest taka sama!

https://migrantka.com/2019/02/01/gdzie-oni-sa-ci-wszyscy-moi-przyjaciele/
Życie na odległość w mojej interpretacji. Na zdjęciu trzymam się z partnerem za rękę.
Fot. Migrantka

Takie jest życie i tak musi być!

Nie no, wcale nie musi! Czy nie ma kompromisów? Czy nie ma niczego pośrodku? Czemu ludzie biorą to za normę? Bo trzeba zarobić? Dlatego, że wszyscy inny tak żyją? Bo trzeba zbudować dom, trzeba mieć hajs? Oby ten piękny, zbudowany w Polsce dom nie stał później pusty…

Czy warto mieć w Polsce piękne lokum, które stoi puste, a na emigracji mieszkać „na kupie”, w mieszkaniu z innymi ludźmi? Całe życie jak w mieszkaniu studenckim? I męczyć się tak w imię „wyższego” celu? Bo tutaj na życiu trzeba oszczędzać, żeby mieć na to życie tam, po przekroczeniu magicznej granicy…

No tak, ale na rodzinę trzeba zarobić, a żona przeprowadzić się nie chce!

Wow! I to koniec? Nie ma innych opcji? No pewnie, że nie można zjeść tego ciastka i mieć go jednocześnie – nie można mieć zarobków w euro i mieszkać w Polsce. Ale można mieć ciastko o zupełnie innym smaku – ciastko emigracji lub ciastko życia w Polsce. Byleby razem! Bo przecież tak miało być!

A jeżeli emigracja to rozwiązanie tymczasowe? No to pewnie! Zaciśnij zęby i dasz radę! Ale wiem doskonale, że ludzie żyją tak latami… Zarówno kobiety, które zajmują się opieką nad osobami starszymi. Jak i mężczyźni, którzy pracują na budowach czy w kurierce. Jeśli życie polega jedynie na tym, by od poniedziałku do piątku pracować, a w piątek na złamanie karku jechać do Polski i stać godzinami w korkach przy granicy, żeby wreszcie przekroczyć tę szwabską granicę i stąd uciec… to ja pytam: po co?

https://migrantka.com/2019/02/01/i-znowu-do-rajchu/

Życie na odległość, bo hajs musi się zgadzać!

„Ah, gdyby tylko w Polsce dało się godnie zarobić…”

Serio? Tylko to definiuje Twój styl życia – zarobki? Znam Polaków, którzy w Polsce zarabiają więcej niż ja za granicą. Znam takich, którzy mają już mieszkania własnościowe, a ja ciągle na wynajmie. 🙂 Mam znajomych, którzy wspaniale sobie radzą i nie narzekają na brak pracy i kasy. Myślę, że zarobki w Polsce nie są tutaj sednem problemu. Jasne, że w Polsce niektóre zawody zarabiają śmieszne pieniądze! Oczywiście, że tak! Wiem to doskonale, bo mam tam swoich rodziców i rodzinę, a sama wychowałam się w biedzie. Ale można funkcjonować normalnie i można ułożyć sobie tam szczęśliwe życie. Nikt mi nie wmówi niczego innego! To też nie jest tak, że w Niemczech pieniądze rosną na drzewach i tutaj wszystko przychodzi tak łatwo.

https://migrantka.com/2019/03/12/czy-emigracja-sie-oplaca/

Na życie składa się codzienność… W rzeczywistości znikają głębokie słowa, a zostają brudne naczynia i nierozwieszone pranie. Jak budować codzienność z kimś bliskim, bez bliskości i bez codzienności? Czy pieniądze nie tracą znaczenia, gdy budzimy się w pustym łóżku? Bez porannego uśmiechu ukochanej osoby i aromatu, specjalnie dla nas zrobionej, kawy?

Sama wiele razy się na tym zastanawiałam – co jest lepsze: życie na odległość czy życie skromnie? Pochodzę z biednego domu, bo była nas czwórka i kiedyś nie rozumiałam tego, że moi rodzice „czegoś” nie zrobili, by polepszyć sytuację finansową naszej rodziny. Moje koleżanki, z rodzicami za granicą, było na wiele rzeczy stać, gdy ja musiałam dzielić się z braćmi jednym batonem. Dzisiaj wiem, że nie ma ideału… ale warto szukać czegoś pomiędzy.

Ten wpis da Wam pewnie więcej pytań niż odpowiedzi, ponieważ ja sama tych odpowiedzi nie mam…

0 KOMENTARZY

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WIĘCEJ POSTÓW W TEJ KATEGORII:

KUP MÓJ PORADNIK ⮧

O MNIE ⮧

Cześć! Jestem Martyna — autorka tego bloga i podcastu „Kroniki migrantki”. Z zawodu jestem socjolożką i dziennikarką, a z zamiłowania Migrantką. Jeżeli chcesz usłyszeć, że na emigracji wszystko jest piękne i kolorowe, to jesteś w złym miejscu. Swoim blogowaniem pokazuję życie w Niemczech bez ściemy. Więcej o mnie! –>

ZAPISZ SIĘ NA MÓJ NEWSLETTER ⮧

OBSERWUJ MNIE NA INSTAGRAMIE ⮧

OBSERWUJ MNIE NA FACEBOOKU ⮧

ZAPISZ SIĘ NA MIGRACYJNY NEWSLETTER